5 lat póżniej
Blondynka siedziała na leżaku przed domem i rozkoszowała się promieniami słonecznymi oraz ostatnimi chwilami ciszy.
-Mami, mami jesteśmy-krzyknęła 4 latka i podbiegła do Carmen dając buziaka w policzek, zaraz za nią wszedł 5 letni chłopiec i jej mąż.
-Cześć skarbie - pocałował ją delikatnie w usta i usiadł na leżaku obok. - Mam dość niech ten dzień się skończy.
-Aż tak źle było? - zapytała zdziwiona i spojrzała na swoje dzieci. Mała Maria wzruszyła ramionami a jej brat cicho westchnął
-Cały czas kłóciła się z Nico - usiadł na trawie bawiąc się piłką.
-Kochanie dlaczego kłóciłaś się z Nico? - zapytała marszcząc brwi, Nico był synem Karima i mała nie mogła się z nim dogadać.
-Bo jest głupi i tyle - tupnęła małą nóżką
-Marii nie wolno tak mówić - skarcił ją Sergio - Z Juniorem potrafisz się dogadać bardziej niż z własnym bratem.
- Ale Niko nie lubię. - przytuliła się do mamy.
W ciągu tych 5 lat wiele się zmieniło, zaraz po niej dziecko urodziła Blair. Karim był bardzo szczęśliwy że ma syna. rok później pojawiło się długie dziecko Carmen i Sergio - córeczka Maria, charakter miała ciężki ustawiała wszystkich po kątach, ale i tak była oczkiem w głowie taty i wujków, zaraz po Carmen urodziła się Isabell Catalina - córka CR7 i Iriny. Życie płynęło wolno i bardzo szczęśliwie. Cieszyli się tym co mają. Przyjaźń po narodzinach dzieci zacieśniła się jeszcze bardziej. Junior, Nico i Francisco byli najlepszymi przyjaciółmi mimo młodego wieku całe dnie spędzali razem znikając gdzieś wspólnie, Maria przyjaźniła się z Isabel. Najlepszy kontakt jednak miała z CR Juniorem. Był od niej 2 lata starszy ale wcale im to nie przeszkadzało
Carmen patrząca na swoje dzieci była bardzo dumna i szczęśliwa. Gdyby ktoś, kiedyś powiedział jej, że romans z Sergio przyniesie jej tyle szczęścia to pewnie by go wyśmiała. Wieczorem siadała koło męża z kubkiem herbaty i wpatrywała się w jego oczy jak kilka lat temu.
- Nigdy nikogo nie potrzebowałam bardziej niż Ciebie wiesz? Kocham Cię!
-Wiem kochanie... na zawsze będę twój! Pocałował czule żonę....
KONIEC!!!!
************************************************************************************
Moje kochane!
Dotrwaliśmy do końca, mam nadzieję, że spodoba wam się Epilog. Jak widzicie, jest mała zapowiedź kolejnego opowiadania----->http://siempre-el-amor-solo-le.blogspot.com/
Było ostatnio ciężko mi dokończyć ale nie zostawia się czegoś co się zaczęło dlatego wiedziałam że wrócę, Z góry przepraszam za te kilku miesięczne przerwy. Komentuje, wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna!!!
Trzymajcie się cieplutko! Dziękuję tym którzy czytają moje opowiadania... ! POZDRAWIAM i mam nadzieję, że będziecie czytać mojego kolejnego bloga.
niedziela, 17 sierpnia 2014
środa, 13 sierpnia 2014
Rozdział 18
- Z Panną Arbeloa nie jest dobrze... To końcówka 7 miesiąca i myślę że jeśli przez tydzień, stan się nie poprawi będziemy wywoływać poród inaczej dziecko może nie przeżyć - lekarz powiedział bardzo ostrożnie i czekał na reakcję piłkarza.
- Ale jak to wywoływać poród? Miesiąc przed terminem? A co z Carmen?
- Jeśli chodzi o Pana narzeczoną to.. bardzo mi przykro ale jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Jej stan jest bardzo poważny, kolejne godziny zadecydują a wszystkim. A teraz, przepraszam ale muszę zajrzeć do pacjentki.
Sergio usiadł na krześle i zakrył twarz rękoma. Piłkarze stali w osłupieniu nie wiedząc co mają powiedzieć. Każdy zastanawiał się co ma powiedzieć.
- Idę do niej. - zerwał się i pobiegł do niej do sali. Gdy wszedł.. zamarł. Carmen leżała popodpinana do rożnych aparatur i kabelków...
- Kochanie obudź się, dlaczego teraz? Dlaczego jak wszystko zaczęło się układać? - Ścisnął ją za rękę, a jego policzki zaczęły robić się coraz bardziej mokre od łez...
Tydzień później.
Stan Carmen się nie poprawił. Lekarze postanowili wywołać poród, zrobić cesarskie cięcie i nie ryzykować dłużej życia matki i dziecka. Sergio stał teraz nad inkubatorem i przyglądał się swojemu synkowi. Był taki malutki, urodził się miesiąc przed terminem.. W tych ciężkich chwilach wspierał Go cały Real. Chłopcy stali za szybą i przyglądali się temu.
-Co teraz będzie. Dlaczego Carmen się nie budzi? - zapytał zmartwiony Karim.
-Nie gadaj tak tylko przy Sergio, On i tak ledwo się trzyma. Nie możemy mu jeszcze dodawać kłopotów.. - odpowiedział Cristiano
Chłopak wyszedł z sali ostatni raz spoglądając na swojego synka.
-No i tam? Ale on jest śliczny. A wiesz już jak dacie mu na imię? - zapytał Alvaro?
-Takk... Po mamie... Co? Na imię nie jeszcze się nie zastanawialiśmy nad tym. Teraz trzeba czekać Aż Carmen się obudzi. Opuścił głowę i udał się w stronę sali ukochanej. Przez ostatni tydzień prawie nie opuszczał szpitala. Koledzy i lekarze siłą zmuszali Go żeby coś zjadł czy się przespał. Dostał nawet od trenera specjalny urlop od treningów. Na wiele w takim stanie i tak by się nie przydał.
Siedząc przy Carmen opowiadał jej o dziecku, licząc że może chociaż Go słyszy.
-Kochanie mały jest taki uroczy taki śliczny i taki malutki. Obudź się bo oboje tęsknimy. Nie zostawiaj nas samych... Proszę Cię Carmelku...
Nagle poczuł że Carmen ściska jego rękę.
-Carmen? Doktorze!!!! - krzyknął w kierunku drzwi...
-Proszę wyjść! - powiedział stanowczo lekarz i zajął się badaniem pacjentki, po kilkunastu minutach wyszedł z sali. Wszyscy jak na zawołanie wstali.
-Może Pan wejść na chwilę, jest słaba ale wszystko już powinno być w porządku - uśmiechnął się i odszedł. Sergio delikatnie otworzył drzwi i zajrzał do sali. Blondynka leżała z lekko przymkniętymi oczami i delikatnie rozchylonymi ustami, wyglądała jak anioł. Hiszpan podszedł do niej i pocałował w czoło. Z Jego oczu poleciały pierwsze łzy.
-Kochanie obudziłaś się, Boże nawet nie wiesz jak się cieszymy..
-Sergio - wychrypiała - aaa co z dzieckiem?... co z naszym synkiem
-Jest cudowny, jeszcze malutki ale taki cudowny, bardzo Ci dziękuję za niego - pocałował ją delikatnie w usta. - Nie wiem co bym zrobił gdybyś...
-Ciiii nie mów już nic. Mogę zobaczyć nasze dziecko?
Po chwili do sali wjechał inkubator z ich synem
-Jest taki śliczny, podobny do Ciebie - powiedział wzruszony Sergio. Blondynka przyglądała się malutkiemu i nie mogła uwierzyć że to ich syn. Spojrzała na chłopaka, a ten się delikatnie się uśmiechnął do niej
-Kocham Was Carmen! - szepnął. W tej chwili do sali weszło pół składu realu nie pozwalając na jakąkolwiek rozmowę. Dziewczyna wpatrywała się w mężczyznę jak urzeczona... Czy mówił prawdę?
- Ale jak to wywoływać poród? Miesiąc przed terminem? A co z Carmen?
- Jeśli chodzi o Pana narzeczoną to.. bardzo mi przykro ale jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Jej stan jest bardzo poważny, kolejne godziny zadecydują a wszystkim. A teraz, przepraszam ale muszę zajrzeć do pacjentki.
Sergio usiadł na krześle i zakrył twarz rękoma. Piłkarze stali w osłupieniu nie wiedząc co mają powiedzieć. Każdy zastanawiał się co ma powiedzieć.
- Idę do niej. - zerwał się i pobiegł do niej do sali. Gdy wszedł.. zamarł. Carmen leżała popodpinana do rożnych aparatur i kabelków...
- Kochanie obudź się, dlaczego teraz? Dlaczego jak wszystko zaczęło się układać? - Ścisnął ją za rękę, a jego policzki zaczęły robić się coraz bardziej mokre od łez...
Tydzień później.
Stan Carmen się nie poprawił. Lekarze postanowili wywołać poród, zrobić cesarskie cięcie i nie ryzykować dłużej życia matki i dziecka. Sergio stał teraz nad inkubatorem i przyglądał się swojemu synkowi. Był taki malutki, urodził się miesiąc przed terminem.. W tych ciężkich chwilach wspierał Go cały Real. Chłopcy stali za szybą i przyglądali się temu.
-Co teraz będzie. Dlaczego Carmen się nie budzi? - zapytał zmartwiony Karim.
-Nie gadaj tak tylko przy Sergio, On i tak ledwo się trzyma. Nie możemy mu jeszcze dodawać kłopotów.. - odpowiedział Cristiano
Chłopak wyszedł z sali ostatni raz spoglądając na swojego synka.
-No i tam? Ale on jest śliczny. A wiesz już jak dacie mu na imię? - zapytał Alvaro?
-Takk... Po mamie... Co? Na imię nie jeszcze się nie zastanawialiśmy nad tym. Teraz trzeba czekać Aż Carmen się obudzi. Opuścił głowę i udał się w stronę sali ukochanej. Przez ostatni tydzień prawie nie opuszczał szpitala. Koledzy i lekarze siłą zmuszali Go żeby coś zjadł czy się przespał. Dostał nawet od trenera specjalny urlop od treningów. Na wiele w takim stanie i tak by się nie przydał.
Siedząc przy Carmen opowiadał jej o dziecku, licząc że może chociaż Go słyszy.
-Kochanie mały jest taki uroczy taki śliczny i taki malutki. Obudź się bo oboje tęsknimy. Nie zostawiaj nas samych... Proszę Cię Carmelku...
Nagle poczuł że Carmen ściska jego rękę.
-Carmen? Doktorze!!!! - krzyknął w kierunku drzwi...
-Proszę wyjść! - powiedział stanowczo lekarz i zajął się badaniem pacjentki, po kilkunastu minutach wyszedł z sali. Wszyscy jak na zawołanie wstali.
-Może Pan wejść na chwilę, jest słaba ale wszystko już powinno być w porządku - uśmiechnął się i odszedł. Sergio delikatnie otworzył drzwi i zajrzał do sali. Blondynka leżała z lekko przymkniętymi oczami i delikatnie rozchylonymi ustami, wyglądała jak anioł. Hiszpan podszedł do niej i pocałował w czoło. Z Jego oczu poleciały pierwsze łzy.
-Kochanie obudziłaś się, Boże nawet nie wiesz jak się cieszymy..
-Sergio - wychrypiała - aaa co z dzieckiem?... co z naszym synkiem
-Jest cudowny, jeszcze malutki ale taki cudowny, bardzo Ci dziękuję za niego - pocałował ją delikatnie w usta. - Nie wiem co bym zrobił gdybyś...
-Ciiii nie mów już nic. Mogę zobaczyć nasze dziecko?
Po chwili do sali wjechał inkubator z ich synem
-Jest taki śliczny, podobny do Ciebie - powiedział wzruszony Sergio. Blondynka przyglądała się malutkiemu i nie mogła uwierzyć że to ich syn. Spojrzała na chłopaka, a ten się delikatnie się uśmiechnął do niej
-Kocham Was Carmen! - szepnął. W tej chwili do sali weszło pół składu realu nie pozwalając na jakąkolwiek rozmowę. Dziewczyna wpatrywała się w mężczyznę jak urzeczona... Czy mówił prawdę?
niedziela, 4 maja 2014
Rozdział 17
Kilka miesięcy później
Carmen była w 7 miesiącu ciąży. Jej brzuszek był już bardzo widoczny. Wszystko przebiegało na szczęście prawidłowo, chociaż ciąża nadal była zagrożona. Dziewczyna nadal mieszkała z Hiszpanem, który bardzo troskliwie się nią opiekował. Mimo iż bardzo się do siebie zbliżyli to nadal byli tylko "przyjaciółmi" jak wspólnie twierdzili. Chemia między nimi była bardzo mocno wyczuwalna, ale i dziewczyna i Sergio nie dopuszczali takiej myśli do siebie.
Tego dnia miał się odbyć mecz na Estadio Santiago Bernabeu, Carmen postanowiła iść na ten mecz. Czuła się dobrze, a już bardzo długo nie była na żadnym spotkaniu chłopaków, ze względu na swój stan. Ubrała się w różową tunikę, czarne legginsy, botki i jasny płaszczyk. Schodząc na dół lekko obawiała się reakcji Sergio, ale postanowiła się tym nie przejmować i zobaczyć dzisiejszy mecz.
-Carmen? Gdzie się wybierasz? - zapytał Hiszpan zbierając się powoli do wyjścia.
-No jak to gdzie? Jadę z Tobą na mecz.- uśmiechnęła się delikatnie
-Gdzie? Żatujesz? Wybierasz się na mecz w Twoim stanie? - zaśmiał się obrońca, patrząc rozbawiony na blondynkę.
-Ale Sergio. Nic mi nie będzie. Nie będę się denerwowała. Miejsce mam w loży Cristiano.- powiedziała, wymijając Go i kierując się w stronę drzwi.
-Ahaa.. czyli wiedzieli wszyscy poza mną?
-Nie martw się Cris też nie był zadowolony. Ale wiedział, że i tak pójdę więc wolał się zgodzić. - zaśmiała się - No idziesz, czy mecz ma się odbyć bez Ciebie? - pociągnęła Go za sobą w stronę samochodu..
Mecz trwał. Real nie mógł bardzo długo strzelić żadnej bramki aż do 80 minuty. Szybka akcja. Pepe do Marcelo, a ten do Cristano, który oddał mocny strzał w kierunku bramki, niestety został zablokowany. Portugalczyk wywalczył rzut rożny. Xabi dośrodkowuje prosto na główkę Ramosa. 1-0. Hiszpan podbiegł do linii bocznej i włożył piłkę pod bluzkę, kierując kciuka do ust. Następnie z rąk utworzył serduszko i pokazał w kierunku loży Ronaldo.Blondynkę ten gest bardzo rozczulił.
Po wygranym meczu, zbiegła w stronę tunelu pokazując swoją przepustkę. Wbiegła do szatni gratulując każdemu z kolei.
-Maluszku jak się czujesz? - zapytał Karim.
-Dobrze, naprawdę jest w porządku, inaczej bym dziś do was nie przyszła, przecież. - zaśmiała się ukazując rządek bialutkich zębów. - Gratuluję, wam wygranej.
-Dziękujemy kochana ale tego szantażu i tak Ci nie daruję - udał obrażonego, Cristano.
-Przepraszam, ale wiesz jak bardzo chciałam zobaczyć mecz. A wiecie, że nic innego nie robię jak tylko siedzę w domu - powiedziała naburmuszona i powędrowała w stronę Ramosa. Chłopak wziął ją za rękę i wyprowadził z szatni.- Gratuluję bramki - uśmiechnęła się - i dziękuję za dedykację.
-Tak.. to ja Ci dziękuję - nachylił się i spojrzał w oczy, delikatnie musnął jej wargi - cóż więc jakie plany na resztę wieczoru. Gorąca czekolada i film? - Blondynka stała jak zahipnotyzowana i wpatrywała się w Hiszpana, po chwili delikatnie pokiwała głową. Sergio niepewnie wziął ją za rękę i ruszyli w stronę wyjścia ze stadionu.
Następnego dnia postanowiła zrobić obiad. Poczuła na swoim brzuchu dłonie Hiszpana. Odwróciła się.
-Jak się czujecie? - zapytał zatroskany Hiszpan. - Wieczorem źle się poczułaś.
-Tak, ale teraz jest już w porządku. Sergio porozmawiajmy o nas. Dobrze? - pogłaskała go po policzku.- Ja nie chce, żebyś robił to wszystko z przymusu, ze względu na to, że jestem w ciąży. Po porodzie wyprowadzę się do siebie z powrotem. Oczywiście z dzieckiem będziesz mógł się widywać tak często jak tylko będziesz chciał. - Wyminęła go i poszła do siebie na górę.
-Carmen o czym Ty mówisz? - zawołał Hiszpan, wbiegając do niej do pokoju. - Nie robię niczego z przymusu, tylko dlatego, że Cię... Was kocham. I nie pozwolę Ci się nigdzie wyprowadzić. - powiedział dosadnie. - I zaraz Ci to udowodnię. - pocałował dziewczynę delikatnie. Carmen odwzajemniła pocałunek. Kochała Go. Chciała być z obrońcą, ale bała się, że robi to wszytko z poczucia winy i nie chciała go do niczego zmuszać. Teraz wiedziała, że już musi być dobrze.
Wieczorem usiedli wspólnie przy kominku z kubkiem ciepłej herbaty.
-Co Ty ze mną zrobiłaś? Kiedyś przy kominku siedziałbym z kieliszkiem wina. A teraz.. herbatka. - zaśmiał się głośno całując dziewczynę z czoło.
-Żałujesz? - zapytała.
-Kotku. Oczywiście, że nie żałuję. Zaraz do Ciebie przyjdę, pójdę po coś słodkiego. - wstał i udał się w stronę kuchni.
Carmen wpatrywała się w płomienie i myślała nad tym jakie ma ogromne szczęście mając Ramosa. Gdy nagle poczuła bardzo mocny skurcz.
-Ałaaaaa.. SERGIO... - krzyknęła. Hiszpan przybiegł szybko.
-Boże Carmen co się dzieję?
-Nie wiem, naprawdę nie wiem. Sergio boli i tak strasznie się boję, że stracimy nasze dziecko.
-Kochanie, wstań. jedziemy do szpitala...
3 godziny później
Sergio stał pod ścianą na korytarzu szpitalnym. Nagle zauważył przyjaciół. Karima, Cristiano i Alvaro.
-Stary, co się stało. To już? Przecież to koniec 7 miesiąca dopiero. - zapytał zaniepokojony brat blondynki.
-Alvaro nie wiem. Siedzieliśmy rozmawialiśmy, na chwilę wyszedłem z pokoju i dostała skurczy. Strasznie się boję, że to będzie coś poważnego?. Że Carmen nie donosi tej ciąży - po jego policzkach popłynęły łzy. - Przecież dopiero zaczęliśmy się dogadywać. Wyznałem jej miłość. Zaczęło nam się układać. - zjechał po ścianie z bezsilności.
-Nie martw się, będzie dobrze - poklepał go po plecach Cristiano. - Carmen to silna kobieta. Da sobie radę, zobaczysz.
Nagle z sali wyszedł lekarz.
-Który z panów jest partnerem panny Arbeloa?
-To ja. -Podniósł się Sergio ocierając policzki z łez...
Carmen była w 7 miesiącu ciąży. Jej brzuszek był już bardzo widoczny. Wszystko przebiegało na szczęście prawidłowo, chociaż ciąża nadal była zagrożona. Dziewczyna nadal mieszkała z Hiszpanem, który bardzo troskliwie się nią opiekował. Mimo iż bardzo się do siebie zbliżyli to nadal byli tylko "przyjaciółmi" jak wspólnie twierdzili. Chemia między nimi była bardzo mocno wyczuwalna, ale i dziewczyna i Sergio nie dopuszczali takiej myśli do siebie.
Tego dnia miał się odbyć mecz na Estadio Santiago Bernabeu, Carmen postanowiła iść na ten mecz. Czuła się dobrze, a już bardzo długo nie była na żadnym spotkaniu chłopaków, ze względu na swój stan. Ubrała się w różową tunikę, czarne legginsy, botki i jasny płaszczyk. Schodząc na dół lekko obawiała się reakcji Sergio, ale postanowiła się tym nie przejmować i zobaczyć dzisiejszy mecz.
-Carmen? Gdzie się wybierasz? - zapytał Hiszpan zbierając się powoli do wyjścia.
-No jak to gdzie? Jadę z Tobą na mecz.- uśmiechnęła się delikatnie
-Gdzie? Żatujesz? Wybierasz się na mecz w Twoim stanie? - zaśmiał się obrońca, patrząc rozbawiony na blondynkę.
-Ale Sergio. Nic mi nie będzie. Nie będę się denerwowała. Miejsce mam w loży Cristiano.- powiedziała, wymijając Go i kierując się w stronę drzwi.
-Ahaa.. czyli wiedzieli wszyscy poza mną?
-Nie martw się Cris też nie był zadowolony. Ale wiedział, że i tak pójdę więc wolał się zgodzić. - zaśmiała się - No idziesz, czy mecz ma się odbyć bez Ciebie? - pociągnęła Go za sobą w stronę samochodu..
Mecz trwał. Real nie mógł bardzo długo strzelić żadnej bramki aż do 80 minuty. Szybka akcja. Pepe do Marcelo, a ten do Cristano, który oddał mocny strzał w kierunku bramki, niestety został zablokowany. Portugalczyk wywalczył rzut rożny. Xabi dośrodkowuje prosto na główkę Ramosa. 1-0. Hiszpan podbiegł do linii bocznej i włożył piłkę pod bluzkę, kierując kciuka do ust. Następnie z rąk utworzył serduszko i pokazał w kierunku loży Ronaldo.Blondynkę ten gest bardzo rozczulił.
Po wygranym meczu, zbiegła w stronę tunelu pokazując swoją przepustkę. Wbiegła do szatni gratulując każdemu z kolei.
-Maluszku jak się czujesz? - zapytał Karim.
-Dobrze, naprawdę jest w porządku, inaczej bym dziś do was nie przyszła, przecież. - zaśmiała się ukazując rządek bialutkich zębów. - Gratuluję, wam wygranej.
-Dziękujemy kochana ale tego szantażu i tak Ci nie daruję - udał obrażonego, Cristano.
-Przepraszam, ale wiesz jak bardzo chciałam zobaczyć mecz. A wiecie, że nic innego nie robię jak tylko siedzę w domu - powiedziała naburmuszona i powędrowała w stronę Ramosa. Chłopak wziął ją za rękę i wyprowadził z szatni.- Gratuluję bramki - uśmiechnęła się - i dziękuję za dedykację.
-Tak.. to ja Ci dziękuję - nachylił się i spojrzał w oczy, delikatnie musnął jej wargi - cóż więc jakie plany na resztę wieczoru. Gorąca czekolada i film? - Blondynka stała jak zahipnotyzowana i wpatrywała się w Hiszpana, po chwili delikatnie pokiwała głową. Sergio niepewnie wziął ją za rękę i ruszyli w stronę wyjścia ze stadionu.
Następnego dnia postanowiła zrobić obiad. Poczuła na swoim brzuchu dłonie Hiszpana. Odwróciła się.
-Jak się czujecie? - zapytał zatroskany Hiszpan. - Wieczorem źle się poczułaś.
-Tak, ale teraz jest już w porządku. Sergio porozmawiajmy o nas. Dobrze? - pogłaskała go po policzku.- Ja nie chce, żebyś robił to wszystko z przymusu, ze względu na to, że jestem w ciąży. Po porodzie wyprowadzę się do siebie z powrotem. Oczywiście z dzieckiem będziesz mógł się widywać tak często jak tylko będziesz chciał. - Wyminęła go i poszła do siebie na górę.
-Carmen o czym Ty mówisz? - zawołał Hiszpan, wbiegając do niej do pokoju. - Nie robię niczego z przymusu, tylko dlatego, że Cię... Was kocham. I nie pozwolę Ci się nigdzie wyprowadzić. - powiedział dosadnie. - I zaraz Ci to udowodnię. - pocałował dziewczynę delikatnie. Carmen odwzajemniła pocałunek. Kochała Go. Chciała być z obrońcą, ale bała się, że robi to wszytko z poczucia winy i nie chciała go do niczego zmuszać. Teraz wiedziała, że już musi być dobrze.
Wieczorem usiedli wspólnie przy kominku z kubkiem ciepłej herbaty.
-Co Ty ze mną zrobiłaś? Kiedyś przy kominku siedziałbym z kieliszkiem wina. A teraz.. herbatka. - zaśmiał się głośno całując dziewczynę z czoło.
-Żałujesz? - zapytała.
-Kotku. Oczywiście, że nie żałuję. Zaraz do Ciebie przyjdę, pójdę po coś słodkiego. - wstał i udał się w stronę kuchni.
Carmen wpatrywała się w płomienie i myślała nad tym jakie ma ogromne szczęście mając Ramosa. Gdy nagle poczuła bardzo mocny skurcz.
-Ałaaaaa.. SERGIO... - krzyknęła. Hiszpan przybiegł szybko.
-Boże Carmen co się dzieję?
-Nie wiem, naprawdę nie wiem. Sergio boli i tak strasznie się boję, że stracimy nasze dziecko.
-Kochanie, wstań. jedziemy do szpitala...
3 godziny później
Sergio stał pod ścianą na korytarzu szpitalnym. Nagle zauważył przyjaciół. Karima, Cristiano i Alvaro.
-Stary, co się stało. To już? Przecież to koniec 7 miesiąca dopiero. - zapytał zaniepokojony brat blondynki.
-Alvaro nie wiem. Siedzieliśmy rozmawialiśmy, na chwilę wyszedłem z pokoju i dostała skurczy. Strasznie się boję, że to będzie coś poważnego?. Że Carmen nie donosi tej ciąży - po jego policzkach popłynęły łzy. - Przecież dopiero zaczęliśmy się dogadywać. Wyznałem jej miłość. Zaczęło nam się układać. - zjechał po ścianie z bezsilności.
-Nie martw się, będzie dobrze - poklepał go po plecach Cristiano. - Carmen to silna kobieta. Da sobie radę, zobaczysz.
Nagle z sali wyszedł lekarz.
-Który z panów jest partnerem panny Arbeloa?
-To ja. -Podniósł się Sergio ocierając policzki z łez...
sobota, 19 kwietnia 2014
Rozdział 16
Dziewczyna pakowała powoli swoje rzeczy przy pomocy brata i jego kolegów, ostatnie 2 tygodnie minęły jej strasznie szybko, mimo, że leżała w szpitalu nudzić się nie mogła. Codziennie ktoś ją odwiedzał. Najbardziej zmartwiona była z powodu tego, że od pamiętnej rozmowy, Ramos jej nie odwiedził. Karim i Alvaro omijali jego temat bardzo sprytnie, aby nawet o nim, nie wspominać, lecz czy da się zapomnieć o osobie, z którą spędziło się kilka, bądź co bądź wspaniałych chwil?
-Alvaro to już chyba wszystko możemy iść. - uśmiechnęła się do brata i podała mu dużą torbę biorąc do ręki swoją torebkę. Szybko jednak Karim wyrwał jej z rąk i zaczął iść w stronę drzwi.
-Co ty robisz? - zapytała zszokowana - przecież ta torebka nie waży nawet kilograma.
-Mała nie denerwuj mnie, tobie nie wolno nic dźwigać. - fuknął odwracając się.
-Masz rację- uśmiechnęła się złośliwie - bardzo do twarzy ci z tą torebką, dziennikarze na pewno i też tak będą sądzić gdy cię zobaczą.
-O mnie się nie martw skarbie - zaśmiał się radośnie zostawiając naburmuszoną dziewczynę w tyle.
Jadąc ze szpitala Carmen zauważyła że nie kierują się w stronę ani domu Karima, ani tym bardziej jej brata. Po kilku chwilach auto zatrzymało się, pod dobrze jej znaną posiadłością Ramosa.
-Co to ma znaczyć? - zapytała zdezoriętowana.
-Siostrzyczko nie możesz zamieszkać teraz sama, a Sergio powiedział, że się Tobą... Wami zaopiekuje.- powiedział cicho Alvaro patrząc niepewnie na siostrę. Carmen głośno westchnęła.
-Nie potrzebuję niczyjej łaski. Zawieście mnie do domu dam sobie radę. Nie chce być potem odpowiedzialna za to, że Sergio musiał poświęcić się rodzinie i stracić wolność... Proszę odwieście mnie...-
Karim wysiadł z samochodu i otworzył drzwi Carmen.
-Kochana wysiadamy, szybciutko. - dziewczyna bardzo niepewnie wysiadła z samochodu i skierowała się w stronę drzwi. Obok niej szedł brat oraz przyjaciel. Czuła się bardzo niepewnie i z każdą chwilą jej obawy się nasilały. Chciała wyjechać i zostawić to za sobą. Miała nadzieję, że da radę o wszystkim zapomnieć i uda jej się żyć jakby nigdy nic. Zatrzymali się przed drzwiami. Blondynka pogłaskała się po jeszcze bardzo mało widocznym brzuchu. Nim zdązyli wykonać jakiś ruch drzwi się otworzyły, a w nich pojawił się obrońca królewskich.
-Cześć - uśmiechnął się bardzo niepewnie - twój pokój już czeka - powiedział odbierając od chłopaków torbę Carmen i przepuszczając ją w drzwiach. Nim oboje się spostrzegli samochód Benzemy znikał z podjazdu Ramosa.
-Sergio co to ma wszystko znaczyć? Nie potrzebuję twojej litości, poradzę sobie i sama wychowam moje dziecko.- krzyknęła
-Carmen o czym Ty mówisz? Jakiej litości? To również moje dziecko i nie zapominaj o tym. A teraz idź się połóż nie powinnaś się denerwować.- westchął cicho - porozmawiamy jak emocje opadną.
-Nie rozkazuj mi. Potraktowaliście mnie jak przedmiot który można przestawić z jednego miejsca w drugie - powiedziała po czym skierowała się schodami do góry. Bardzo szybko odnalazła swoją sypialnie, położyła się na łóżku. Kochała Sergio i tego była już pewna ale nie mogła pozwolić, żeby opiekował się nią przez poczucie obowiązku.Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła.
Wieczorem gdy się obudziła było już ciemno. Poczuła się wyspana więc postanowiła troszkę się rozejrzeć i wziąć prysznic. W swojej torbie nie miała już odpowiednich rzeczy więc postanowiła zajrzeć do szafy stojącej na przeciwko łóżka, szukając jakiejś koszuli Ramosa, która mogłaby służyć jej jako piżama, gdy ją otworzyła.. zamarła, w szafie było mnóstwo jej ubrań, tak samo jak w dolnych szufladach i półkach.
Westchnęła jedynie i zabrała T-shirt oraz spodenki i powędrowała w stronę łazienki. Po długiej kąpieli postanowiła iść na dół i w końcu porozmawiać z Hiszpanem. Jednak wychodząc z łazienki zobaczyła lekko uchylone drzwi do jednego z pokoi ze względu na to, że nigdy tam nie była postanowiła zajrzeć. Uchyliła szerzej drzwi i doznała szoku. Pokój był przygotowany dla dziecka. Błękitna tapeta, jasne mebelki, a pod oknem łóżeczko i wisząca nad nim karuzela. Weszła głębiej do pokoju i rozejrzała się, nagle usłyszała za sobą niepewny głos Sergio.
-Jak Ci się podoba?
Dziewczyna odwróciła się spoglądając w zdumieniu na Hiszpana. W jej oczach zalśniły łzy.
-Carmen możemy wszystko zmienić. Wybierzemy inny kolor ścian. Jaki tylko zachcesz - zaczął panikować.
-Sergio... jest pięknie. Dziękuję, ale nadal zostaję przy swoim że nie musisz tego dla nas robić.
-To również moje dziecko i zostanie tak jak jest. Dopóki nie urodzisz zostaniesz u mnie, chce żebyście byli bezpieczni i żeby wszystko przebiegło dobrze. Później zrobisz jak zachcesz. Ja tylko nie chce stracić kontaktu z naszym dzieckiem. - Dziewczyna spojrzała na swojego towarzysza i podeszła bliżej.
-Nie stracisz tylko powiedz że będzie dobrze, że urodzę i jakoś sobie poradzimy.
-Będzie dobrze. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żebyś urodziła zdrowego dzidziusia. Przytulił blondynkę delikatnie do siebie czując jak drży w jego ramionach.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
WRÓCIŁAM i tak jak obiecałam dokończę to opowiadanie i mam już pomysł na kolejne. Także szybciutko was teraz nie opuszczę. Ten rozdział odrobinę krótszy. Jeszcze jeden albo 2 rozdziały i epilog. Czekajcie na kolejny i komentujcie!!!
Czekam na wasze opinie.
Trzymajcie się cieplutko i WESOŁYCH ŚWIĄT
KOSIA :D
-Alvaro to już chyba wszystko możemy iść. - uśmiechnęła się do brata i podała mu dużą torbę biorąc do ręki swoją torebkę. Szybko jednak Karim wyrwał jej z rąk i zaczął iść w stronę drzwi.
-Co ty robisz? - zapytała zszokowana - przecież ta torebka nie waży nawet kilograma.
-Mała nie denerwuj mnie, tobie nie wolno nic dźwigać. - fuknął odwracając się.
-Masz rację- uśmiechnęła się złośliwie - bardzo do twarzy ci z tą torebką, dziennikarze na pewno i też tak będą sądzić gdy cię zobaczą.
-O mnie się nie martw skarbie - zaśmiał się radośnie zostawiając naburmuszoną dziewczynę w tyle.
Jadąc ze szpitala Carmen zauważyła że nie kierują się w stronę ani domu Karima, ani tym bardziej jej brata. Po kilku chwilach auto zatrzymało się, pod dobrze jej znaną posiadłością Ramosa.
-Co to ma znaczyć? - zapytała zdezoriętowana.
-Siostrzyczko nie możesz zamieszkać teraz sama, a Sergio powiedział, że się Tobą... Wami zaopiekuje.- powiedział cicho Alvaro patrząc niepewnie na siostrę. Carmen głośno westchnęła.
-Nie potrzebuję niczyjej łaski. Zawieście mnie do domu dam sobie radę. Nie chce być potem odpowiedzialna za to, że Sergio musiał poświęcić się rodzinie i stracić wolność... Proszę odwieście mnie...-
Karim wysiadł z samochodu i otworzył drzwi Carmen.
-Kochana wysiadamy, szybciutko. - dziewczyna bardzo niepewnie wysiadła z samochodu i skierowała się w stronę drzwi. Obok niej szedł brat oraz przyjaciel. Czuła się bardzo niepewnie i z każdą chwilą jej obawy się nasilały. Chciała wyjechać i zostawić to za sobą. Miała nadzieję, że da radę o wszystkim zapomnieć i uda jej się żyć jakby nigdy nic. Zatrzymali się przed drzwiami. Blondynka pogłaskała się po jeszcze bardzo mało widocznym brzuchu. Nim zdązyli wykonać jakiś ruch drzwi się otworzyły, a w nich pojawił się obrońca królewskich.
-Cześć - uśmiechnął się bardzo niepewnie - twój pokój już czeka - powiedział odbierając od chłopaków torbę Carmen i przepuszczając ją w drzwiach. Nim oboje się spostrzegli samochód Benzemy znikał z podjazdu Ramosa.
-Sergio co to ma wszystko znaczyć? Nie potrzebuję twojej litości, poradzę sobie i sama wychowam moje dziecko.- krzyknęła
-Carmen o czym Ty mówisz? Jakiej litości? To również moje dziecko i nie zapominaj o tym. A teraz idź się połóż nie powinnaś się denerwować.- westchął cicho - porozmawiamy jak emocje opadną.
-Nie rozkazuj mi. Potraktowaliście mnie jak przedmiot który można przestawić z jednego miejsca w drugie - powiedziała po czym skierowała się schodami do góry. Bardzo szybko odnalazła swoją sypialnie, położyła się na łóżku. Kochała Sergio i tego była już pewna ale nie mogła pozwolić, żeby opiekował się nią przez poczucie obowiązku.Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła.
Wieczorem gdy się obudziła było już ciemno. Poczuła się wyspana więc postanowiła troszkę się rozejrzeć i wziąć prysznic. W swojej torbie nie miała już odpowiednich rzeczy więc postanowiła zajrzeć do szafy stojącej na przeciwko łóżka, szukając jakiejś koszuli Ramosa, która mogłaby służyć jej jako piżama, gdy ją otworzyła.. zamarła, w szafie było mnóstwo jej ubrań, tak samo jak w dolnych szufladach i półkach.
Westchnęła jedynie i zabrała T-shirt oraz spodenki i powędrowała w stronę łazienki. Po długiej kąpieli postanowiła iść na dół i w końcu porozmawiać z Hiszpanem. Jednak wychodząc z łazienki zobaczyła lekko uchylone drzwi do jednego z pokoi ze względu na to, że nigdy tam nie była postanowiła zajrzeć. Uchyliła szerzej drzwi i doznała szoku. Pokój był przygotowany dla dziecka. Błękitna tapeta, jasne mebelki, a pod oknem łóżeczko i wisząca nad nim karuzela. Weszła głębiej do pokoju i rozejrzała się, nagle usłyszała za sobą niepewny głos Sergio.
-Jak Ci się podoba?
Dziewczyna odwróciła się spoglądając w zdumieniu na Hiszpana. W jej oczach zalśniły łzy.
-Carmen możemy wszystko zmienić. Wybierzemy inny kolor ścian. Jaki tylko zachcesz - zaczął panikować.
-Sergio... jest pięknie. Dziękuję, ale nadal zostaję przy swoim że nie musisz tego dla nas robić.
-To również moje dziecko i zostanie tak jak jest. Dopóki nie urodzisz zostaniesz u mnie, chce żebyście byli bezpieczni i żeby wszystko przebiegło dobrze. Później zrobisz jak zachcesz. Ja tylko nie chce stracić kontaktu z naszym dzieckiem. - Dziewczyna spojrzała na swojego towarzysza i podeszła bliżej.
-Nie stracisz tylko powiedz że będzie dobrze, że urodzę i jakoś sobie poradzimy.
-Będzie dobrze. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żebyś urodziła zdrowego dzidziusia. Przytulił blondynkę delikatnie do siebie czując jak drży w jego ramionach.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
WRÓCIŁAM i tak jak obiecałam dokończę to opowiadanie i mam już pomysł na kolejne. Także szybciutko was teraz nie opuszczę. Ten rozdział odrobinę krótszy. Jeszcze jeden albo 2 rozdziały i epilog. Czekajcie na kolejny i komentujcie!!!
Czekam na wasze opinie.
Trzymajcie się cieplutko i WESOŁYCH ŚWIĄT
KOSIA :D
poniedziałek, 7 kwietnia 2014
MOJE KOCHANE
Witam was z powrotem. WRACAM DO WAS!
Opowiadanie zostanie dokończone. Zmotywowała mnie liczba pytań na wywiaderze. Uwaga pojawiło się ok 90 :) Bardzo się cieszę że tak bardzo podobają wam się moje opowiadania. Możecie liczyć że w najbliższym czasie pojawi się nowy rozdział.
Trzymajcie się cieplutko :*
Buziaki..
Opowiadanie zostanie dokończone. Zmotywowała mnie liczba pytań na wywiaderze. Uwaga pojawiło się ok 90 :) Bardzo się cieszę że tak bardzo podobają wam się moje opowiadania. Możecie liczyć że w najbliższym czasie pojawi się nowy rozdział.
Trzymajcie się cieplutko :*
Buziaki..
Subskrybuj:
Posty (Atom)